sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział IX

Dla Aranel,
bo jest cudowną betą, pisze wspaniałe opowiadanie oraz można z nią porozmawiać o wszystkim.
Aranelciu, za nic bym nie zrezygnowała z naszych mejlowych pogaduch.

Hogwart wyglądał na całkowicie uśpiony ― w żadnym z okien nie było widać światła, na żadnym korytarzu nie można było napotkać zabłąkanego spacerowicza zakłócającego spokój pochrapujących donośnie postaci z obrazów. Nawet Irytek nie broił tej nocy, pilnowany przez Krwawego Barona. Oprócz oddechów śpiących osób nie dało się słyszeć niczego, jakby tak naprawdę nie przebywały tam właśnie, w stanie spoczynku, setki ludzi. Jeśli jednak zeszłoby się do lochów potężnego zamku i zawitało w progach pokoju wspólnego Slytherinu ukrytego za kamienną ścianą, można by było dosłyszeć względnie głośne trzaski drewna trawionego przez jedyne źródło światła w całym pomieszczeniu ― ogień tańczący wesoło w kominku. Ogień, który przybrał niecodzienną barwę intensywnej zieleni i w którym ukazywała się twarz ― niemłoda, choć wciąż jeszcze nosząca oznaki piękna. Słychać też było szeptaną rozmowę mężczyzny z kobietą. A może mężczyzny z zielonymi płomieniami?
 ― Draco, masz mało czasu ― wysyczała postać z kominka. ― Musisz się uporać ze wszystkim do końca miesiąca ― ostatnie słowa zawisły w powietrzu.
 ― Matko, wszystko będzie w porządku. Już niedługo...
 ― Mam nadzieję. Robi się coraz gorzej ― szepnęła złowrogo, przerwawszy mu pokręceniem głową. ― Draco, nie zawiedź. On nie popuści. Jeśli nie dasz rady... ― urwała nieoczekiwanie. Chłopak usłyszał cichy szum, a następnie trzask i kobiety już nie było. W kominku zamigotał ogień w ponownie normalnej barwie, smagając swymi długimi językami dogorywające kawałki drewna.
Draco westchnął cicho i podniósł się z kolan. Otrzepał szatę.
Rozmyślał o tym, co powiedziała mu matka. Wyglądało na to, że do końca miesiąca miał uporać się ze swoim zadaniem, czyli naprawić Szafkę Zniknięć. To wcale nie dużo czasu jak na jego umiejętności ― musiał dokonać prawie że cudu w dwa tygodnie. Nie rozumiał, po co ten pośpiech, jednak nie zamierzał kwestionować decyzji Czarnego Pana. Nie był samobójcą.
Ale i tak najbardziej zastanawiające okazało się dla Draco to, że Narcyza skontaktowała się z nim przez Sieć Fiuu. Bo może Czarny Pan był nieobliczalny i nie wiadomo było, czego się po nim spodziewać, ale tę kobietę cechowały opanowanie i zdrowy rozsądek. A nie był to najbezpieczniejszy środek komunikacji na chwilę obecną (choć niewątpliwie najszybszy w tej sytuacji), ktoś mógł ich przecież podsłuchać. Dlaczego uznała tę sprawę za tak pilną, niecierpiącą zwłoki, aby narażać się?
Tej nocy Draco już nie zasnął.
Ranek nadszedł szybciej, niż mógłby się spodziewać. Zwłaszcza że podczas bezczynnego siedzenia w fotelu i rozmyślania wciąż o jednej i tej samej sprawie czas wcale nie zdaje się płynąć szybciej, a wręcz przeciwnie ― wlecze się niemiłosiernie.
Światło prawie w ogóle nie przebijało się przez taflę jeziora widocznego za oknem pokoju wspólnego Slytherinu, jednak gdy Draco przyjrzał się uważniej falującej delikatnie toni, ujrzał wyraźnie zabłąkany promień budzącego się słońca przedzierający się przez głęboką wodę. Dopiero w tym momencie tak naprawdę zrozumiał, ile czasu minęło oraz poczuł, że pada z nóg i nie wytrzyma dłużej, nie zaznając snu. Do swojego dormitorium ledwo doszedł, powłócząc nogami. Po pomieszczeniu roznosiło się pochrapywanie chłopaków. Nawet nie zdjął wczorajszej szaty. Po prostu położył się na łóżku, wtulając twarz w poduszkę. Zasnął, zanim zdążył pomyśleć o tym, jak bardzo był skonany.
Po raz pierwszy od dawna nie śnił mu się żaden koszmar. Nie miał przed oczami siebie torturowanego przez postaci w maskach. Nie słyszał budzącego grozę śmiechu i nie widział przerażającej twarzy ― niby ludzkiej, ale tak naprawdę zwierzęcej ― przywodzącej na myśl węża. Nie powstał w jego głowie obraz pięknej dziewczyny o ciemnych, prostych włosach rozsypanych wokół jej głowy na brukowanej uliczce, i brązowych, martwych oczach ― obraz uśmierconej Katie. Nic z tych rzeczy.
Był tak zmęczony, że w ogóle nic mu się nie śniło.
Obudził się dość późno, niedługo miała nadejść pora obiadu. Dormitorium było puste i ciche. Za chwilę jednak dotarły do chłopaka wyraźne dźwięki rozmów. Pokój wspólny najpewniej pękał w szwach od Ślizgonów.
Wstał leniwie. Czuł się wypoczęty i gotowy do działania jak rzadko ostatnio. Dziękował Merlinowi, że była niedziela i nie ominął żadnych lekcji. Jeszcze tego by brakowało, żeby dostał szlaban i zmarnował cenne, wolne godziny.
Rozważył na spokojnie opcję pójścia na obiad. Już miał zamiar zrezygnować z posiłku i od razu udać się do Pokoju Życzeń, ale głośno zaburczało mu w brzuchu. Potrzeby ciała okazały się być chwilowo ważniejsze od Szafki Zniknięć i rozkazów wężowatego dyktatora. W końcu raz mógł sobie pozwolić na pracę o pełnym żołądku.
Najpierw skorzystał z łazienki, aby się odświeżyć, a następnie przebrać. Po piętnastu minutach był gotowy do pójścia do Wielkiej Sali. W tym czasie pokój wspólny zdążył opustoszeć prawie całkowicie, dlatego nie miał z kim ruszyć przez hogwarckie korytarze. Szedł więc w samotności.
Kiedy tylko znalazł się przy stole Slytherinu, zaatakowali go przyjaciele.
 ― Draco, gdzieś ty był przez całą noc? ― zapytał Blaise.
Pansy złapała go za nadgarstek, aby się zatrzymał, gdy zauważyła, że ma zamiar minąć ich bez słowa.
 ― Nigdzie ― odpowiedział lakonicznie, nie siląc się na miły ton głosu. Sam nie rozumiał tych swoich huśtawek nastrojów ― miał dobry humor, a tylko go o coś zapytano, zaraz się złościł. Z resztą nie tylko w takich sytuacjach potrafił przechodzić z jednej skrajności w drugą. Jakby co chwilę ktoś zmieniał maskę na jego twarzy bez jego wiedzy czy zgody, nagle.
Odszedł z zamiarem posilenia się jak najdalej od nich, w ciszy i spokoju. Na odchodnym usłyszał jeszcze wypowiedź Teodora:
 ― Spokojnie, Blaise. Był w pokoju wspólnym. Do samego rana...
Draco nie miał pojęcia, skąd Teodor to wiedział. Czyżby go obserwował? A może podsłuchał jego rozmowę z matką? Cokolwiek by nie robił tej nocy, nie podobało mu się to. W końcu nawet jeśli Nott wiedział więcej od innych, nie powinien się pchać na siłę w to wszystko. Nikt nie powinien.
Obiad znów mu nie smakował.
*
Pokój Życzeń wyglądał jak zwykle, ale jednocześnie Draco czuł, że coś się zmieniło, że coś było nie tak. Zrzucił to uczucie na karb nieprzespanej nocy i długiej dziennej drzemki, przez co wydawał się sam sobie ledwo przytomny. Ruszył w stronę Szafki Zniknięć.
Stała w tym samym miejscu co ostatnio, taka jak zawsze ― wielka, lekko zakurzona na górze, z niedomkniętymi lewymi drzwiami, które nigdy bez użycia siły nie zamykały się do końca. Chciał do niej podejść, ale znów napadło go to uczucie ― coś było nie tak.
Usłyszał szuranie. Najwyraźniej ktoś tu był. I właśnie szedł. Tuż za jego plecami.
Draco zesztywniał. Przeszył go pojedynczy dreszcz. Jak ktoś mógł rozgryźć jego plan? Oddychał miarowo, ale zbyt płytko, żeby pokrywało się to z normą. Odwrócił się powoli za siebie.
Intruz stał tuż za nim i uśmiechał się. A za chwilę zaśmiał się głośno.
 ― Musiałbyś zobaczyć swoją minę, Draco ― wydusiła z siebie że śmiechem Katie.
Chłopakowi wcale nie było do śmiechu, wręcz przeciwnie ― stał zbity z tropu, zdenerwowany, lekko przestraszony, że mógłby zostać zdemaskowany. Oczywiście zdenerwowanie nasiliło się i przewyższyło swą mocą inne emocje, kiedy zorientował się, kto tak naprawdę był w Pokoju Życzeń.
 ― Więcej. Tego. Nie rób ― wydusił przez zęby dobitnie, podkreślając wagę swojej wypowiedzi mocno zaciśniętymi w pięści dłońmi.
Uśmiech Katie poszerzył się, choć inni na jej miejscu już dawno by uciekli. Ta dziewczyna chyba naprawdę nie miała za knuta instynktu samozachowawczego.
 ― Przestraszyłeś się ― w domyśle miało to być pytanie, ale dziewczyna wypowiedziała to tonem wyraźnie mówiącym, że to oczywiste. Poza tym, czy ona z niego drwiła?
 ― Nie przestraszyłem ― warknął w odpowiedzi Draco i zmierzwił jasne włosy.
 ― Jasne, jasne ― przekomarzała się Katie, śmiejąc się.
Zamilkli. Cisza zrobiła się niezręczna, tym bardziej iż Draco domyślał się, że dziewczyna nie zawitała tu przypadkowo o tej samej porze, o której najczęściej się umawiali.
W końcu nie wytrzymał wzajemnego mierzenia się spojrzeniami i zadał kluczowe pytanie, które od początku tego dziwnego spotkania wisiało w powietrzu:
 ― Co tu robisz? ― Bynajmniej nie zabrzmiało to niemiło, a jedynie dało się wyczuć w tonie jego głosu ciekawość. Draco świetnie potrafił odgrywać różne role.
 ― A tak wpadłam... Poczytać...
Chłopak wydał z siebie ciche "mhm". Nie uwierzył jej. Ani jej niepewny głos, ani zgarbiona postawa i wbite w kamienną posadzkę oczy nie potrafiły go przekonać co do jej prawdomówności w tamtym momencie. Poza tym, czy gdyby czytała, byłaby przygotowana do "ataku" na niego?
Ponownie zapadła cisza. Draco zastanawiał się, co teraz powinien zrobić. Stracił nagle ochotę i zapał do naprawiania Szafki Zniknięć. Zresztą przy Katie i tak marne były na to szanse, skoro była to jego najpilniej strzeżona tajemnica. Z drugiej strony atmosfera między nimi zrobiła się jakoś dziwnie napięta i wiedział, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, będzie tylko jeszcze bardziej niezręcznie.
 ― No dobra, ja... muszę już iść. Wpadłem tylko tak. Zobaczyć, czy czegoś nie zostawiłem. ― Pokiwał głową, jakby sam siebie chciał o tym przekonać.
 ― Ach... A nie chcesz... pogadać? ― Katie spojrzała na niego z nadzieją.
 ― Nie... ― Nadzieja w jej oczach zgasła tak szybko, jak się w nich pojawiła.
 ― Dobra, rozumiem ― zapewniła go, ale słychać było w jej głosie zrezygnowanie i zawód.
 ― Nie, raczej nie rozumiesz. Z chęcią bym z tobą porozmawiał, ale teraz nie mogę. Może za godzinę na błoniach.
Zgodziła się. A Draco chyba jeszcze nigdy nie widział w czyichś oczach tak nagle wybuchającej iskry radości. Na jego twarz bezwiednie wypłynął uśmiech, jakby jej szczęście stało się w tamtym momencie również jego szczęściem, jakby rozdzieliło się między nich oboje.
Wyszła z Pokoju Życzeń szybko, prawie że biegnąc. A Draco wciąż z uśmiechem na ustach zaczął się zastanawiać, co on takiego właściwie zrobił. Czy już do reszty postradał rozum? Z jednej strony dziewczyna mogła mu pomóc, ułatwić pewne sprawy. Ale z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę, że tym razem nie własne potrzeby, ale jej smutne, ciemne oczy zmusiły go do zaproponowania spotkania. Jakby nie mógł znieść tego, że sprawił jej zawód, odmawiając rozmowy. Ale dlaczego właściwie się ucieszyła tak bardzo? I przede wszystkim dlaczego on też się ucieszył?
Nie przemówił sobie do rozsądku, a pytania pozostawił bez żadnego komentarza, z góry uznając się za przegranego w szukaniu na nie odpowiedzi. I wcale się tym nie przejął.
W jego głowie wciąż tkwił obraz radosnej Katie. I jej szczęścia wymalowanego na każdym calu twarzy. W życiu pojawiają się takie chwile, które warto zapamiętać choćby dlatego, że nawet ich wspomnienie potrafi dać cień dawnej radości. Draco taką chwilę właśnie teraz zapamiętał i jeszcze nie raz z pewnością miał ją wspomnieć.
*
Hogwarckie korytarze na pozór były całkowicie puste, ale co chwilę można było minąć jakiegoś ucznia. Draco przechodził obok tych ludzi i nie mógł się nadziwić samemu sobie. Tak świetnie się czuł, mijając kogoś obcego. Kogoś, kto miał go za całkowicie anonimową postać. Kogoś, kto nie wiedział nic o jego problemach, nie próbował mu pomóc, nie wypytywał. Kogoś, kto po prostu go nie zauważał, nawet nie wiedział, kim był. Owszem, Draco miał świadomość, że przyjaciele byli w stanie zrobić dla niego wszystko oraz martwili się o niego, troszczyli, ale czasami miał już wszystkiego dość i chciał stać się po prostu niewidzialny z pewnej strony. Czy właśnie dlatego pomimo wszelkiej ostrożności, jaką powinien zachowywać, pogłębiał znajomość z Katie Bell? Tego sam nie wiedział, jednak polubił to uczucie, kiedy rozmawiał z nią na całkowicie neutralne, luźne tematy i mógł choć przez moment być zwykłym uczniem z błahymi problemami typowego nastolatka, którym w końcu był. To poprawiało mu nastrój i ożywiało go. Przynajmniej do momentu, w którym się rozstawali.
Z rozmyślań wyrwało go szturchnięcie. Wpadł na niego z impetem pierwszoroczny Ślizgon. Draco złapał go za szatę, czym zmusił go do cofnięcia się o trzy kroki. Spojrzał mu w oczy, w których dostrzegł strach i nieme błaganie o danie mu spokoju.
 ― Może byś tak uważał, co? ― zapytał dobitnie, wzmacniając uścisk na szacie chłopaka.
 ― Ja... Ja... ― zająknął się w odpowiedzi. ― Prze... przepraszam.
Draco nie obchodziły przeprosiny chłopca. Lecz w jasnych oczach małego pojawiła się nadzieja na to, że blondyn mimo wszystko go puści, pozwoli mu odejść i nie będzie się mścił. W tym momencie przypomniały mu się oczy Katie ― były zupełnie innego kształtu i koloru niż chłopca, ale jeszcze niedawno czaiła się w nich podobna iskra nadziei.
Puścił go, z czego ten od razu skorzystał i rzucił się biegiem przed siebie, aby jak najszybciej oddalić się od niego. Blondyn westchnął głośno. Co się z nim działo? Dlaczego odpuścił dzieciakowi?
Ponownie ruszył, lecz nie zaszedł daleko w spokoju, gdyż doszło do kolejnego zderzenia. Tym razem mentalnego. Minął się z profesorem Snape'em we własnej osobie. Spojrzał mu nienawistnie w ciemne, niemal czarne oczy, ale nauczyciel zdał się tego nie zauważyć. Nawet nie zerknął w jego stronę. To sprawiło, że blondyn znów pogrążył się w niezbyt optymistycznych rozmyślaniach.
Severus Snape próbował odebrać zadanie Draco ― tak widział to on sam. Nie miał zamiaru jednak się poddać, w końcu żaden profesor nie będzie wpychał się z różdżką do jego misji, dzięki której mógł zyskać w oczach Czarnego Pana. Chłopak wiedział, że swoimi osiągnięciami odkupi winy ojca i, być może, wreszcie będzie kimś ważnym nie tylko w Slytherinie ale i w szeregach Czarnego Pana. O tak, bardzo chciał zabłysnąć. Bo na razie jego życie przypominało wspinaczkę po schodach. Jakby wciąż po nich biegł i nie wiedział, co się z nim za chwilę stanie ― czy wreszcie dobiegnie na samą górę i będzie mógł rozkoszować się tym małym zwycięstwem; czy potknie się o własne nogi i upokorzony zrezygnuje z dalszej walki o samego siebie; czy wskoczy na zdradliwy stopień przypominający fałszywych ludzi udających przyjaciół, który usunie mu się spod nóg.
Tylko co będzie, kiedy już mu się uda? Ojcu zostaną wybaczone winy, w końcu Czarny Pan będzie musiał się zlitować, gdy Draco okaże się tak świetnym wykonawcą zleconych zadań. Matka będzie szczęśliwa i dumna z niego, ciotka Bellatriks tym bardziej ― od zawsze pragnęła, aby jej jedyny siostrzeniec wreszcie stał się Śmierciożercą i przynajmniej w małym stopniu poszedł w jej ślady. Ale jak on sam się będzie czuł? Tego nie wiedział. W pamięci miał jednak siebie po „wypadku” Katie. Cierpiał niesamowicie ze świadomością, że przez własną głupotę odebrał komuś niewinnemu to, co najcenniejsze. Nie mógł znieść swego odbicia w lustrze. Nie wiedział, jakim cudem życie jeszcze toczyło się dalej, dlaczego żył jeszcze on sam. W końcu pozbawił się duszy ― to tak jakby był martwy. Uważał, że nie powinien oddychać, że nie powinien czuć bijącego w piersi serca. Na szczęście okazało się, że dziewczynę jakimś cudem uratowali w Mungu. Była to dla niego dobra i zarazem zła wiadomość ― nie miał nikogo na sumieniu, lecz mógł zostać zdemaskowany.
A teraz musiał zabić Dumbledore'a. Starego, poczciwego Dumbledore'a, który, oprócz tego że cały czas faworyzował Pottera i jego bandę, niczym takim mu się nie naraził. Ale obiecał sobie, że to zrobi. Dla siebie, dla rodziny. Aby mogli żyć.
Chłopak przekroczył próg pokoju wspólnego Slytherinu. Przyjaciele Draco siedzieli razem niedaleko kominka. Blondyn od razu przysiadł się do nich na zieloną kanapę.
Milczeli.
Było dziwnie. Draco nie zauważył wcześniej, że wśród przyjaciół panuje napięta atmosfera. W ogóle chyba przestał zauważać wszystko oprócz własnych spraw i stał się zwyczajnym egocentrykiem. Właśnie w tym momencie to zrozumiał.
Pansy spoglądała raz na Blaise'a, raz na Teodora (z którym nota bene Draco obiecał sobie porozmawiać po tym, co usłyszał na obiedzie). W końcu popatrzyła również na blondyna z błagalną miną. Jakby prosiła go o to, aby coś zrobił, poradził. Ten wzruszył jedynie ramionami. Przecież nie mógł sprawić, aby nagle było dobrze i uczucia całej trójki zniknęły jak za dotknięciem różdżki.
Westchnął przeciągle i pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Nie było co z nimi siedzieć. Wolał być w tamtej chwili gdziekolwiek, byle nie tam. Nie czuł się zbyt komfortowo w sytuacji, kiedy chyba tylko on wiedział wszystko, co dotyczyło ich pogmatwanych uczuć.
Poszedł na błonia.
*
Niebo wyraźnie szarzało, pojawiały się na nim również wielkie, kłębiaste, ciemne, zapowiadające burzę lub co najmniej ulewę chmury. Po ostatnich ciepłych dniach chwila niepogody wydawała się być zbawieniem dla Draco, który przemierzał właśnie rozległe hogwarckie błonia w poszukiwaniu Katie. Wiatr z każdą chwilą przybierał na sile, czuć było zapach deszczu w powietrzu, choć jeszcze nie spadła ani jedna kropla. Na drzewach głośno szeleściły zielone liście, jakby od dawna miały dość bezruchu i wciąż smagających je promieni słonecznych, od których wytchnienie znajdowały jedynie w nocy, kiedy zastępował je blask księżyca.
Draco wciąż szedł przed siebie i nie przejmował się niepogodą czy drobinami unoszonymi przez wiatr, wpadającymi mu od czasu do czasu do oczu. Miał określony cel, do którego musiał dotrzeć pomimo wszystkich przeszkód, jakie mogłyby mu stanąć na drodze. Zmierzał w stronę niepozornie wyglądających krzewów, za którymi kryła się ławka. Miejsce to odnalazła Katie i czuł, że właśnie tam będzie na niego czekała.
Instynkt nie zawiódł go. Siedziała w tym samym miejscu co tamtego dnia, kiedy po raz pierwszy spotkali się na błoniach. Jej włosy rozwiewane były przez mocne podmuchy, przez co przestały być tak proste jak zazwyczaj, a zaczęły się wić wokół jej twarzy i skręcać w delikatne fale. Uśmiechnęła się do niego lekko na powitanie. Draco doskonale wiedział, co znaczył ten uśmiech. Był swego rodzaju prośbą, aby wcześniejszych wydarzeń nie wspominał. Nie miał takiego zamiaru, gdyż niezręczność tamtej chwili wciąż jeszcze siedziała mu w pamięci. Nie pragnął tego powtarzać.
Usiadł obok niej, starając się nie dotknąć jej nawet kawałkiem szaty. Nie wiedział, dlaczego tak postąpił, ale nie chciał w jakikolwiek sposób zbliżyć się do niej bardziej niż to konieczne. Jak gdyby bał się tego, co mogłoby się stać, jeśli jednak by to uczynił. Jakby miało go to zabić lub całkowicie pozbawić maski, ukrywającej wszystkie jego winy i wady.
Nie dał po sobie poznać lekkiego spięcia. Zachowywał się tak jak zazwyczaj. A przynajmniej starał się.
Nie rozmawiali tak jak zwykle. Zaczęli pogawędkę od czegoś tak zwyczajnego i prozaicznego, iż nigdy by nie pomyśleli, że można w ogóle konwersować na taki temat ― od pogody. Tak, Draco Malfoy wszczął rozmowę na temat aktualnego stanu warunków atmosferycznych. Nie miał pojęcia, co go naszło. Jego usta same się otworzyły i zaczęły mówić o wciąż spadającej temperaturze powietrza i uldze, jaką ów spadek przyniósł, choć pragnął, aby przestały to robić i zamilkły już na zawsze.
Katie wcale nie wzbraniała się przed konwersacją, choć wolałaby mówić o czymś mniej... dziwnym. Dlatego gładko ściągnęła ich na inne tematy, bardziej interesujące. Tak oto pogoda została zastąpiona przez szkołę. Dziewczyna jako siódmoklasistka musiała zacząć bardziej przykładać się do nauki ― chciała, aby wyniki jej OWTM-ów były jak najlepsze, by rodzice z dumą mogli ją przyjąć w domu po powrocie z Hogwartu.
Kolejne ważne dla nich zagadnienia do omówienia mnożyły się i nawet na moment nie zaległa krępująca cisza, która zaskoczyła ich kilka godzin wcześniej.
Ale przecież to nie aspekty towarzyskie przywiodły Draco w to miejsce, ale głównie chęć poszerzenia swojej wiedzy na temat przedmiotów magicznych. Z tego powodu musiał w końcu nakierować rozmowę na właściwe tory. Starał się być delikatny, ponieważ już się przekonał, jak łatwo można urazić Katie. Kiedy jednak ten zabieg mu się wreszcie udał, spotkało go niemałe rozczarowanie.
 ― Draco, co ja ci mogę jeszcze powiedzieć? Nie jestem ekspertem. Wiem tylko tyle, ile udało mi się wyczytać, nigdy nie rozmawiałam z kimś posiadającym taką wiedzę. Dlatego przykro mi, ale bez konkretnego przykładu trudno mi cokolwiek wyjaśnić. ― Ton Katie mówił sam za siebie, że było jej przykro i w pewien sposób również czuła się zawiedziona swoją własną niewiedzą.
Czy to miał być kres ich spotkań? Draco odniósł właśnie takie wrażenie i sam nie wiedział, czy się z tego cieszył czy wręcz przeciwnie.
Ale jaki był sens w tym wszystkim, skoro dziewczyna sama chciała się z nim spotkać tego dnia? Czy nie myślała wtedy o swojej niewiedzy i czy nie była świadoma tego, że nie będzie w stanie przekazać chłopakowi więcej informacji? A może nie zważała na to i pragnęła z nim porozmawiać od tak, po prostu?
Gdyby Draco mógł to wiedzieć... Był jednak taktowny i nie wypowiedział swoich pytań na głos.
Nikt nie wie, jak to jest, że w najbardziej nieoczekiwanych momentach wpada się na genialny pomysł. Blondyn też tego nie wiedział, choć nastąpiła właśnie taka chwila, bowiem znienacka przyszedł mu do głowy świetny plan.
 ― A co powiesz na to, żebyśmy się nieco pobawili? To znaczy naprawili coś?
Zapadła cisza, dało się tylko słyszeć coraz głośniejsze pogwizdywania chłodnego wiatru. Katie zmierzyła Draco nieodgadnionym spojrzeniem. Wyczytał on w jej oczach zaskoczenie, złość, ale również przebłysk szczęścia ― bardzo niewielki ― który zaraz jednak zniknął zastąpiony dwiema pozostałymi emocjami. Tak, wydawała się zdecydowanie oburzona.
 ― Chcesz mi powiedzieć, że mnie oszukałeś? Wiem, że to właściwie bez znaczenia, bo w sumie to nic ważnego, ale... ― Katie nie wiedziała, w jaki sposób ma przekazać słowami kłębiące się w jej głowie myśli. A Draco nie miał pojęcia, o co jej właściwie chodziło.
 ― Możesz jaśniej? ― zapytał z cierpliwością w głosie, choć wewnątrz wcale nie był taki spokojny.
 ― Przecież mówiłeś, że nie masz niczego do naprawy. Znaczy, że nie... No że po prostu interesujesz się tym tylko. Wiem, to właściwie nie była moja sprawa i może nie chciałeś mi mówić, ale wystarczyło zamiast „nie” powiedzieć „tak”. Nie należę do ludzi, którzy na siłę wypytują. Za to brzydzę się kłamstwem w każdej postaci i nie wyobrażam sobie...
 ― Hej, stój ― przerwał jej Draco. Odetchnął głęboko i przejechał dłonią po czole i gładko zaczesanych włosach. ― Dlaczego od razu myślisz, że kłamałem? Przecież ja tylko zaproponowałem naprawę.
 ― A to nie mówi samo za siebie? ― Sceptycyzm emanował z głosu dziewczyny. Uniosła brwi. W oczach wciąż miała iskry złości, a jej policzki były zaróżowione.
 ― Pomyślałem tylko, że możemy znaleźć coś w Pokoju Życzeń do naprawy. Ja z chęcią zajmę się poszukiwaniami.
Cisza.
Katie otworzyła usta, ale zamknęła je z powrotem. Znowu się wygłupiła. Ponownie nie pomyślała, zanim coś powiedziała i żałowała tego jak nigdy. Od kiedy była skłonna do wybuchów? Co się z nią stało?
 ― Przepraszam ― wydusiła z siebie cicho. ― Jasne, zgadzam się. Chętnie.
Draco zaśmiał się. Nie z drwiną, raczej z mieszanką ulgi i rozbawienia. Wyglądało na to, że burza pomiędzy nimi się zakończyła.
Rozpoczęła się za to inna ― z oddali dotarł do nich głośny grzmot, a następnie ujrzeli jasną błyskawicę, która przecięła niebo. Wyglądało na to, że zaraz zacznie padać. Nie musieli długo czekać, aby pierwsze krople spadły im na twarze.
Wstali i spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Zaczęli biec. Jako gracze quidditcha mieli całkiem dobre kondycje i choć Draco nieco się zaniedbał ostatnimi czasy, poruszali się w podobnym tempie. Śmiali się.
Na jedną sekundę dłoń Katie spotkała się z dłonią Ślizgona, jednak zaraz go puściła zawstydzona. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Najwidoczniej jej ciało zdecydowało za nią o tym ruchu. Niemniej jednak miło jej się zrobiło, kiedy poczuła jego ciepło na swojej skórze. Czy tylko ją przeszył dziwny prąd? W myślach porównała to uczucie do uderzenia pioruna i stwierdziła, że było ono o wiele mocniejsze. Jakby nagle niebo spadło na ziemię i połączyło się z nią w jedno.
Draco udawał, że nie zauważył gestu dziewczyny. Wciąż biegł i nawet nie odwrócił się w jej stronę. Nie mógł jednak udawać przed samym sobą, że nic nie poczuł. Mógł za to tłumaczyć sobie, że iskra przechodząca przez jego dłoń była niczym innym jak reakcją na temperaturę jej ciała, nieporównywalnie wyższą od zimnego deszczu czy biegnącego wraz z nimi wiatru.
Dotarli do szkoły po zaledwie dwóch minutach ― zdyszani, ale uśmiechnięci, gdyż oboje uwielbiali wysiłek fizyczny. Chłopak otworzył przed Katie drzwi. Weszła i zanim zdążył powiedzieć słowo pożegnania, ona już gnała po schodach na siódme piętro. Była cała mokra.
Draco pokręcił głową z roztargnieniem. Burza na zewnątrz była niczym w porównaniu do tego, co działo się z nim samym. W jego głowie panowało istne tornado. Po raz pierwszy jednak niczym się nie przejmował ― ani dziwnym zachowaniem Katie, ani jej nieoczekiwanymi gestami czy słowami, ani jej wybuchowymi reakcjami. Liczyło się tylko to, że dziewczyna zgodziła się na jego propozycję. Od razu poczuł, że misja mu się powiedzie. Ruszył do swojego dormitorium. On również był cały mokry.
*
Katie, wysuszona i przebrana, siedziała w swoim dormitorium wraz z Leanne. Plotkowały w najlepsze, omawiając zachowanie Cormaca McLaggena, który rzekomo był zakochany w tym roku w o rok młodszej, nieznanej bliżej pannie Bell, Hermionie Granger. Lea jako dobra koleżanka obiecała oczywiście przyjaciółce, że z pewnością jej przybliży postać ukochanej Cormaca, kiedy tylko będzie miała ku temu sposobność. Chciała bowiem zakończyć już aktualny temat rozmowy i przejść do następnego, o wiele dla niej ciekawszego i jakże zastanawiającego.
 ― Katie, gdzie ostatnio znikasz? ― spytała podejrzliwie.
Zapytana była wyraźnie zakłopotana. Czuła, że nikt o jej spotkaniach z Draco nie powinien wiedzieć, chociaż nie potrafiła powiedzieć, dlaczego tak uważała.
 ― Nigdzie... Byłam na spacerze, zastanawiałam się, w jaki sposób najlepiej będzie się uczyć do OWTM-ów, żeby na pewno zdążyć wszystko, co najważniejsze, powtórzyć ― uśmiechnęła się niepewnie.
Skłamała i aż uśmiechnęła się ironicznie w duchu. Jaka z niej hipokrytka! Jeszcze tego samego dnia wykrzyczała przecież wręcz Draco, że brzydzi się kłamstwem, a teraz...
Leanne się roześmiała. Wyglądało na to, że uwierzyła przyjaciółce, wykazując się tym samym wielką naiwnością. Katie żałowała, że musiała ją okłamać, ale nic nie mogła nic na to poradzić ― było za późno, żeby wszystko odwołać, gdyż Lea już komentowała jej wypowiedź:
 ― Ja proponuję zacząć tę naukę, a nie tylko myśleć o niej. Bo z taką taktyką zaliczysz wszystkie OWTM-y na Troll ― zaśmiała się, a Katie odpowiedziała jej bladym uśmiechem.
Zagrzmiało. Burza wciąż trwała. I nie tylko za zewnątrz, gdyż panna Bell czuła, iż w niej samej zderzają się ze sobą pioruny ― serce i rozum. Sama jeszcze nie wiedziała, któremu z nich pozwoli zwyciężyć i nią zawładnąć.
______________________________________________________________


Cześć! Ponownie wyrobiłam się na czas. Chyba zaczynam powracać do dawnego rytmu pracy. Czyli jest dobrze.
Rozdział jest chyba jednym z najdłuższych, choć w planach miał być jeszcze dłuższy. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam jednak, że pewien fragment jest całkiem zbędny. Ale co ja tam będę przynudzać...
Mam nadzieję, że zasłużyłam na jakieś komentarze. ;)
Na koniec przypominam o konkursie na Internetowym Spisie. A tym, którzy już oddali na mnie głos, serdecznie dziękuję.
Do napisania.
Pozdrawiam serdecznie,
Ap
PS Wciąż, niestety, nie mam internetu na komputerze, więc nie obiecuję kolejnego rozdziału na czas.

16 komentarzy:

  1. Co by Ci tu powiedzieć... Rozdział cudowny, jak zawsze, choć tym razem mniej się działo. Trochę zabrakło mi tej akcji, ale niepohamowany gest Katie mi wszystko zrekompensował. :D
    Z jednej strony pragnę przyśpieszenia relacji Dracona i Katie, z drugiej mam ochotę jeszcze poczytać o ich "podchodach"... Uch, i jak tu zrozumieć kobiety.
    Jednocześnie bardzo martwię się o zakończenie siódmej części, a wszystkim jest ono znane. Jak to wszystko opiszesz? Co się stanie z Katie? Czuję też strach na samą myśl o śmierci o Dumbledore'a, a przecież wiem, że jest nieunikniona.
    Ach, no i nie mogę się doczekać rozmowy Malfoya i Notta! Coś czuję, że będzie ciekawie. A może Ślizgoni zejdą nawet na temat uczuć, które - jak wiadomo - nie są proste w ich paczce?
    Czekam również na Blaise'a w następnej notce. Może i shipuję Harry'ego i Ginny, a jednak miło by było poczytać o jakichś staraniach Zabiniego względem panny Weasley. A gdyby dołożyć do tego Rona, mieszanka stałaby się wybuchowa... XD
    Już kończę moje niezaplanowane sugestie.
    Widzę teraz, że prawie nic nie napisałam o aktualnym rozdziale i za bardzo wybiegam w przyszłość... Jak mam być szczera to powiem, że nie mam za dużo do powiedzenia na temat tej notki. Oczywiście relacja Katie x Draco postępuje i bardzo przyjemnie mi się o tym czyta. Najpierw to "przypadkowe" spotkanie w Pokoju Życzeń, a potem zwykła rozmowa na błoniach. ♥ Żeby tylko Malfoy nie wyskakiwał za każdym razem z tym naprawianiem przedmiotów, bo Bell wkrótce straci zainteresowanie tą znajomością...

    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że więcej akcji będzie w końcu tej oraz w następnej części.
      Kobiet zrozumieć się nie da. :D Relacja Draco i Katie rozwinie się bardziej dopiero w kolejnej części. Na pocieszenie powiem, że niewiele już zostało. ;)
      Ja sama boję się zakończenia tej części. Martwię się, że nie podołam temu wyzwaniu i spapram wszystko. No ale trzeba mieć nadzieję. ;)
      W dwóch kolejnych rozdziałach będą i Nott, i Zabini i wiele więcej. Więc Twoje życzenia się tak mniej więcej spełnią, że tak to ujmę.
      Dziękuję bardzo za komentarz.
      Ściskam. :)

      Usuń
  2. Przeraża mnie długość rozdziału, kradniesz czytelnikowi za dużo czasu.

    „cechowały opanowanie i zdrowy rozsądek.”
    -cechowało

    Często piszesz o świetle. Możesz do tego dodawać grę cienia, kontrasty oraz jakieś konkretne barwy.

    „Pokój wspólny”, „pokój wspólny”
    -Pokój Wspólny

    „wyraźnie mówiącym”
    -oznajmiającym

    Draco to, Draco siamto – trochę często powtarzasz jego imię.

    „spuszczone w dół”
    -tautologia

    Trochę powtórzeń, ale nie gryzą oczu.

    Zdarza Ci się zgubić przecinki np. przy spójnikach („ale”).

    „niewinnemu to PRZECINEK co najcenniejsze”

    Narracja oparta na przemyśleniach powiązanych z emocjami i oczywiście czynnościami, jednak ciekawie ubarwionymi. Zabrakło mi detali w opisach. Same w sobie opisy są w porządku – płynne, dostarczające odpowiednią ilość informacji, aczkolwiek czasami warto zagłębić się w jakieś szczegóły „dla samej frajdy” wyobraźni.

    Moje oczy bardzo ucieszyły się z tego, że tekst jest wolny od rażących „usterek”, a zdania są rozbudowane. To mnie przyciąga.

    Pozdrawiam
    Makowa Pani
    http://upolowac-jelenia.blogspot.com/ << KLIK!
    Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uważam, że jeżeli komuś się podoba to, co piszę, to przeczyta nawet i sto stron i wcale nie będzie to dla niego żaden kłopot, więc nie bardzo rozumiem, o co chodzi z tym marnowaniem czasu. Ale może chodziło Ci o coś innego? Wtedy bardzo chętnie się dowiem.
      „cechowały opanowanie i zdrowy rozsądek.” - jest to jak najbardziej poprawne. Wymieniam dwie cechy, więc czasownik jest w liczbie mnogiej.
      Dla pewności, jak zwykle, sprawdziłam w kilku źródłach i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że "pokój wspólny" pisze się małymi literami.
      „wyraźnie mówiącym” - może "oznajmującym" faktycznie brzmi ładniej, niemniej jednak moja propozycja nie jest błędem.
      Powtórzenie jest, gdy to samo słowo znajduje się co najmniej dwukrotnie w jednym zdaniu lub w odstępie mniejszym niż około dwa wersy tekstu. Oczywiście zdarzają się również takie sytuacje, kiedy powtórzenie jest celowe (co w tym rozdziale się zdarzyło) lub gdy nie da się go zastąpić niczym innym ze względu na pewne okoliczności (na co również mam przykład w tymże rozdziale). Nie wydaje mi się, abym miała w tekście sporo powtórzeń, choć oczywiście przyznaję, że mogłoby mi coś umknąć. Szkoda, że nie podałaś konkretnego przykładu. Przy okazji jeszcze wypowiem się tu o imieniu Draco, którego rzekomo zbyt często używam - nie jest to powtórzenie, więc nie mam zamiaru tego zmieniać.
      Wszystkich przecinków, niestety, nie jestem w stanie wyłapać i doskonale o tym wiem. Jeśli Czytelnik podaje konkretny przykład, poprawiam, ale sądzę, że chyba i tak nie zdołam opublikować tekstu całkowicie pozbawionego błędów.
      Za pozostałe dwa wymienione błędy bardzo dziękuję, naniosę poprawki.
      Dziękuję bardzo za skomentowanie rozdziału pod względem technicznym.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  3. Nie zgadzam się z Panią wyżej. Uważam że długość rozdziałów jest idealna. Jak dla mnie mogłyby być jeszcze dłuższe ;) nie zabierasz mi czasu tylko dajesz go spożytkować przy bardzo dobrej lekturze! Takie jest moje zdanie.

    Co do rozdziału - no no no! Rozkręca się :) Draco jest tak wspaniale opisany! On i jego uczucia, rozterki. Naprawdę masz talent ;)

    Ale martwię się tym jak rozegrasz wszystkiego kiedy dojdzie do ataku na szkołę! Co z Katie? Ale znając życie zapewne mnie zaskoczysz :)
    Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekanie na kolejny wspaniały rozdział

    Pozdrawiam, Agatka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa i w ogóle za komentarz.
      Zaskoczyć to może Cię nie zaskoczę, ale mam nadzieję, że i tak Ci się spodoba. ;)
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  4. Nie wiem jak to robisz, kobieto, ale od samego początku piszesz wręcz nienagannie. Większość dziewczyn (w tym ja) zaczyna, hmm.. marnie, Ty z kolei od początku masz to "coś". Myślę, że to talent, ale co ja tam wiem.
    Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz widzę, że perfekcyjnie przedstawiasz relację Draco i Katie poprzez ukazywanie ich rozmów. Nawet nie sądziłam, że tak wiele można wynieść z takich fragmentów! Nie mogę się doczekać co będzie dalej.
    Pozdrawiam,
    M.D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz. Naprawdę miło mi się robi, kiedy widzę, że jednak komuś się moja pisanina podoba. :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Ugh. Dziewczyno, jak tobie się udaje opisywać uczucia i nie robić z tego sentymentalnej, lukrowanej sieczki? Ja chyba nigdy się nie nauczę (albo nie zrozumiem, że tak nie robię...) pisać o uczuciach postaci bez wrażenia, że te głEMbokie myśli nadawałyby się na przemyślenia bohaterów Trudnych Spraw.
    Relacja Katie i Draco robi się wręcz urocza! Niezmiernie podobał mi się moment, w którym niby od niechcenia dotknęła jego dłoni, to było taakie słodkie! Nie lubię natarczywych, chamskich wręcz romansów, gdzie po dwóch rozdziałach zakochani już padają sobie do stóp. Ogólnie nie lubię romansów, o czym już ci wspominałam ostatnim razem. :D
    Niemal widziałam tę gęstniejącą, dziwną atmosferę pomiędzy Malfoyem i jego przyjaciółmi. Wiesz, czego mi brakuje w tym, że Draco zdaje sobie sprawę z miłosnego trójkąta Parkinson-Zabini-Nott? Odrobiny malfoyowej złośliwości. Owszem, on ma swoje problemy, do tego relacja z Katie zdaje się go zmieniać, ale mimo wszystko...
    Tak się teraz zastanawiam... Dlaczego nic nie jest wspomniane o tym, że Potter podejrzewa Malfoya? Wiem, że to historia samego Draco z domieszką romansu, ale sądzę, że ciekawym ubarwieniem akcji byłoby to, jak Malfoy ma na głowie te "skrzacie ogony", może by nawet opisać sytuację z łazienki, kiedy Harry przeklął go Sectumsemprą?
    Więcej chyba do powiedzenia nie mam, czekam na rozlew krwi. :D
    Pozdrawiam!
    bogdan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, na początku planowałam te złośliwości Draco, ale później stwierdziłam, że a) tak naprawdę nie wiadomo, w jaki sposób Draco odnosił się do swoich przyjaciół (nie mówimy tu o Crabbe'ie i Goyle'u), gdyż mało było w "Harry'm Potterze" scen z nimi oraz b) Draco złośliwy będzie później i w innych sytuacjach a co za dużo to niezdrowo i jeszcze by przyjaciele tego nie wytrzymali (xD).
      O Potterze będzie prawdopodobnie w następnym rozdziale (miałam zaplanowane na ten, ale zmieniłam całą koncepcję rozdziału na ostatnią chwilę).
      Dziękuję za komentarz, cieszę się, że Ci się podoba.
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Jak to się stało?! Miałam taki pięknisty, długaśny komentarz i Blogger (menda radziecka) zeżarł mi go ;c

    Podoba mi się, podoba jak jasna cholera. Pisz, pisz, bo warto ♥
    Ściskam, em.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyle szczęścia! Ten rozdział jest tak długi i dostarcza tyle przyjemności!
    A gdyby owa Makowa Pani dodała na końcu swojej wypowiedzi "xD" jej intencje byłyby jasne. Osobiście odebrałam jej słowa jako ironiczny żart, ale może to po prostu moja spaczona zbyt częstym używaniem sarkazmu głowa znowu dorobiła teorię xD
    A błędy - jak wspominałam wcześniej - pal licho! I tak piszesz zajebiście. Nie będę bawić się w eufemizmy, nazywajmy rzeczy po imieniu, bądźmy konkretni (:
    Ostrzeżenie Narcyzy jak najbardziej na miejscu. Przemyślenia Dracona mnie urzekły. Taaak, on w gruncie rzeczy za dużego wyboru nie miał. Został postawiony przed faktem dokonanym i biedaczek musiał się dostosować. To jest zresztą niesamowicie urocze. On to robi wszystko dla rodziny. Wie, że musi zabić i ma świadomość, że jest to złe, jednak pragnienie utrzymania przy życiu swoich bliskich jest silniejsza. Z jednej strony naciska Voldemort, z drugiej jego poczucie przyzwoitości. Ciekawa sprawa. Dylematy moralne zawsze mile widziane (:
    Rozmowa z Katie, ożesz Ty! Chłopak nieźle to rozegrał i bardzo dobrze wybrnął z tej nieciekawej sytuacji. Ale żeby aż tak wykorzystywać Gryfonkę?
    Malfoy, wstydź się xD Brakuje mi nadal tej wrednej części jego osobowości :D Jestem zuaaa, ale cóż... Łaknę krwi i upominam się o jakąś akcję xD
    Pozdrawiam, życzę dużo weny i serdecznie zapraszam do mnie (:
    dziś pojawi się nowy rozdział, a w zakładce "bombonierki lesera" znajdziesz miniaturkę Drarry ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, że skomentowałaś wszystkie rozdziały, na dodatek nie ograniczając się do "super rozdział" etc.
      Najpierw odniosę się do komentarza spod rozdziału VII: Kiedy dokończę tę część, rozpocznę drugi etap tej historii. Niestety, nie mam jeszcze całego zarysu jej fabuły, a jedynie zbieraninę najważniejszych wątków i ludzi.
      Na błędy naprawdę staram się uważać i myślę, że Makowa Pani, o której wspominało również parę osób wyżej, chciała pomóc, jednak zapomniała o kilku regułach.
      Wszyscy chcą, żeby Draco był kąśliwy... Owszem, będzie taki, ale trochę później. Na razie chcę go pokazać takiego, jakim widział siebie on samo i jego najbliższe otoczenie, a nie Potter. :)
      Chętnie wpadnę do Ciebie, kiedy wykopię się spod dat, którymi atakuje mnie historia - w końcu długi weekend trzeba jakoś wykorzystać.
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. Nareszcie zaczyna się coś dziać ;). Podobał mi się ten fragment o "podwójnej burzy" - ciekawie to napisałaś, nie wpadłabym na to. Zastanawiam się, skąd Teoś wie o rozmowie Dracona... chyba by nie podsłuchiwał? Oj nieładnie, nieładnie. W każdym razie, interesujące.
    Czekam też, jak rozwinie się wątek zaczerpnięty z hiszpańskiego tasiemca, czyli Blaise+Pansy+Teodor.
    Chciałabym ogólnie skomplementować cię za to, że twoje opowiadanie wygląda na zaplanowane, tzn. wiesz, jak się skończy. To gigantyczny plus, bo na większości blogów historie są pozbawione konkretnego wątku i motywu, które, jakby nie patrzeć, są podstawą. Tutaj widać, że wszystko doprowadzi do konkretnego wydarzenia, czyli do (np.) naprawienia Szafki Zniknięć. Należą się owacje na stojąco, bo wiele osób zapomina o podstawach, skupiając się na szczegółach. Za to u ciebie na blogu wszystko jest dopilnowane, od początku do samiuśkiego końca. Powiem tylko jedno: Uau!
    Rozpisałam się, ale musiałam wyrazić swoje zdanie na temat całości, co mi wcześniej umknęło.
    Buziaczki, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za ten i poprzedni komentarz. I oczywiście za ich długość. ;)
      No cóż, na pewno się jakoś rozwinie ten wątek, ale jak, nie powiem. ;) W każdym razie muszę przyznać, że faktycznie wygląda on trochę jak zaczerpnięty z hiszpańskiego tasiemca i nieco tego żałuję, ale nie można przecież już nic odwołać.
      Owszem, opowiadanie jest zaplanowane co do rozdziału, na "spontana" idę zawsze jedynie przy prologach i epilogach.
      Dziękuję za miłe słowa.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń